Pacjenci

To jest historia, która może spotkać każdego z państwa

Opublikowany: 12 lipca, 2019 godz. 6:46 am przez / No Comments

Max Gudaniec – historia chłopca. “To jest historia, która może spotkać każdego z państwa. Każdy z nas ma kogoś, kogo kocha. Czy to będzie syn czy córka, czy ojciec czy matka, czy mąż czy kochanek. Każdy kogoś kocha – tymi słowami Dorota Gudaniec opisuje swoją walkę o życie syna z padaczką lekooporną, walki, którą większość lekarzy i pielęgniarek spisała na straty. Pomimo bezduszności systemu opieki zdrowotnej i prawa w Polsce, Pani Dorocie udało się przywrócić syna do życia dzięki medycznej marihuanie.


SZUKASZ LEKARZA KONOPNEGO?
ZNAJDZIESZ GO NA

anandamed.pl

Kwalifikacja do terapii od 50 zł
E-RECEPTA od 100 zł
Konsultacja od 150 zł


“Blisko cztery lata temu powiedziano mi, że mój syn może nie przeżyć godziny.”

Max wydawał się normalnym chłopcem z zespołem Downa. To nigdy nie stanowiło problemu dla jego matki. Jednak gdy dowiedziała się, że jej syn może mieć padaczkę, była w szoku. Postępująca z dnia na dzień choroba powodowała nawet kilkaset ataków padaczkowych dziennie i uniemożliwiała Maxowi normalne życie.
Pani Dorota zwróciła się do pomoc do lekarzy. Próbowali po kolei całej gamy leków, ale stan syna tylko się pogarszał. Gdy Pani Dorota zadawała szczegółowe pytania o leki dla syna, jedna lekarka z przekąsem zapytała “A kiedy pani zdążyła skończyć neurologię?”
Jednak leki nie tylko nie pomagały, a wręcz czyniły sytuację jeszcze bardziej dramatyczną. Na skutek działań ubocznych Max stracił wzrok. Spotkało się to z lekceważeniem lekarzy.
gudaniec

“Nie było takiego dnia, kiedy nie mówiono mi, że mam pozwolić mu umrzeć.”

W końcu mały Max trafił na oddział intensywnej terapii w szpitalu. Stracił wszystkie funkcje życiowe, jednak cały czas miał ataki padaczkowe. Był podtrzymywany przy życiu za pomocą aparatury, która za niego oddychała, doprowadzała pożywienie, odprowadzała produkty przemiany materii. W tej tragicznej sytuacji Pani Dorota usłyszała od pielęgniarek zdanie “Jeszcze se pani urodzi.”
“Nie było takiego dnia, kiedy nie mówiono mi, że mam pozwolić mu umrzeć”  – relacjonuje Pani Dorota – “A ja jedną ręką trzymałam go za główkę, a drugą przeszukiwałam internet.”

“Wiedziałam, że muszę coś zrobić, MUSZĘ, ponieważ jeśli czegoś nie zrobię to w życiu sobie tego nie wybaczę.”

Dorota Gudaniec znalazła przypadek chłopca w USA, który dzięki medycznej marihuanie ustabilizował ciężki przypadek padaczki. Skoro jest szansa, to czemu z niej nie skorzystać? Jednak innego zdania był personel szpitala. Powiedzieli, że nie można podać leku, ponieważ procedury na to nie pozwalają. W końcu, przyciśnięci do muru, wymienili całą listę formularzy i zgód, jakie trzeba uzyskać. Mąż Pani Doroty jakimś cudem uzyskał wszystkie. Jednak wcale nie był to koniec schodów.
Trzeba było użyć suszu medycznej marihuany, który był nie do pozyskania w Polsce. Udało się to dzięki życzliwości zupełnie obcych ludzi. Pani Dorota dysponowała lekarstwem na chorobę syna tylko dlatego, że “w tym momencie staliśmy się przestępcami. Staliśmy się przemytnikami.”
“Przychodzę do lekarzy. Mówię: JEST. Mam tu dokumenty, mam tu lekarstwo. Proszę to dziecku podać.
Nie!
-Dlaczego nie?
-Bo nie mamy na to procedury. Nie wiemy jakie będą interakcje
-W d…uszy mam wasze interakcje! Co mu szkodzi, skoro i tak umiera? Co mu za różnica, czy umrze dziś czy jutro, kiedy mu to podacie? Jaka jest różnica.
-Nie! Bo my mamy swoje procedury a pani, jak tak będzie się pani zachowywać, to dostanie pani zakaz wstępu na OIOM! Prokuratura się panią zajmie!”

“Zrobiłam napar, zapakowałam w kilka strzykawek i na OIMIE, jak nikt nie widział, podałam mu.”

Jest to jedna z najbardziej chwytających za serce historii o walce pojedynczego człowieka z bezdusznym systemem. Historia heroiczna, bo wymagającą wielkiej odwagi ze strony Pani Doroty. Wzięła na siebie całą odpowiedzialność i nikomu nie mówiąc, zrobiła to, co uważała za słuszne. I co najważniejsze, wygrała tę historię.
“Max Gudaniec zaczął wracać do żywych. Po 5 tygodniach wyszliśmy ze szpitala. Już o własnym oddechu. Max przeżył.”
Pomimo gróźb lekarzy, prokuratura do dzisiaj nie tknęła Pani Doroty.

“Uratowałam dziecko przed śmiercią. Nie ja, a medyczna marihuana.”

Pani Dorota zwraca się bezpośrednio do swojej publiczności:
Nie wiecie w jakim momencie życia przyjdzie wam stoczyć bój ostateczny. O godność, o prawo wyboru, o życie. Kiedy staniecie w obliczu tego, że będziecie musieli złamać wszystkie możliwe zasady, żeby ratować kogoś najbliższego. Oby to nie nastąpiło nigdy. Nikomu tego nie życzę. Ale musimy wiedzieć, że może nas to spotkać. Że może też będziecie potrzebować medycznej marihuany, a może witaminy C, a może czegoś innego. Cokolwiek by to nie było, jeśli to się nie będzie mieścić w systemie to albo się postawicie temu systemowi, albo przegracie. Ale przegracie podwójnie, bo przegracie walkę o kogoś najbliższego i przegracie walkę o siebie.
Jeżeli zasadą nadrzędną nie będzie godność, nie będzie prawo do życia, to co nam zostaje?”
źródło: youtube
zdjęcia: Agencja Gazeta
Jarosław Stadnik
Latest posts by Jarosław Stadnik (see all)